Ja jestem OK – Ty jesteś OK, czyli trudna sztuka rozmowy

Rodzic/opiekun prawny powierza nam największy skarb – swoje dziecko. Ufa, że dziecko będzie z nami bezpieczne. Liczy na nasze wsparcie i pomoc przy wychowywaniu i kształtowaniu jego charakteru, a jednocześnie już bardzo często ma wyrobione zdanie o swoim dziecku. Bądźmy szczerzy – nie zawsze obiektywne.

Oczywiście, są rodzice, którzy zdają sobie świetnie sprawę z tego, że lwia część dzieci inaczej zachowuje się w domu, inaczej w szkole, a jeszcze inaczej na podwórku, ale znajdą się i tacy, którzy są święcie przekonani, że „to niemożliwe, żeby moje dziecko tak zrobiło!” i wtedy wojna światów gotowa 🙂
Poczytuję sobie za swój obowiązek rozmawianie z rodzicami na temat tego jak ich dziecko funkcjonuje na terenie szkoły, podczas wycieczek i zabaw podwórkowych. I nie chodzi tutaj tylko o podkreślanie i eksponowanie sytuacji problemowych, ale tych pozytywnych też. Wszak ich też jest od groma 🙂

Ja, jako mama, też chcę wiedzieć jak radzi sobie moje dziecko, chcę znać spostrzeżenia nauczycieli, żeby móc skonfrontować je ze swoimi, chcę wiedzieć jakie mocne strony według nauczycieli ma mój syn, a nad czym dobrze by było jeszcze popracować.

Prawda odpowiednio podana naprawdę wcale nie musi boleć, a może być początkiem jakiejś fajnej i potrzebnej zmiany.

 

TO JAK? MÓWIĆ CZY NIE MÓWIĆ?

 

Mówić.

Na pewno łatwiej jest przekazać pozytywną informację, ale problemów nie da się całkiem wyeliminować. I bardzo dobrze! Przyznam, że z niepokojem patrzę na osoby, które podkreślają, że w ich szkole to w ogóle nie ma żadnych sytuacji problemowych i wszystko jest super, bo to zwyczajnie niemożliwe 🙂

W miejscu gdzie spotykają się ludzie o odmiennych usposobieniach, charakterach i osobowościach prędzej czy później wystąpią konflikty, bo są one naturalnym elementem każdej relacji. Niezależnie od tego czy jest to szkoła państwowa, prywatna czy językowa. Ważne, żeby przyznać się do nich, nazwać je i chcieć je rozwiązać.

Rodzic ma prawo, obowiązek i, w większości przypadków, chce wiedzieć jak funkcjonuje jego dziecko w środowisku innym niż domowe. To daje mu szansę na przyjrzenie się własnemu dziecku oczyma innych i na odpowiednio szybką reakcję. A my mamy obowiązek mówić, bo chcemy dla dziecka dobrze. Nie musimy sobie w każdej sytuacji radzić dlatego zgłaszamy problem i chcemy wspólnie poszukać rozwiązania.

Jest to również niezbędne na wypadek, gdyby rodzic zarzucił nam później, że o niczym nie wiedział i że jest zaskoczony na przykład oceną z zachowania.
Jestem przeciwna przejmowaniu przez nauczyciela odpowiedzialności za dziecko, którą powinien ponosić rodzic.

Nauczyciel ma zaopatrzyć ucznia w wiedzę, metody i techniki jej najlepszego przyswajania, a także WSPIERAĆ rodzica

w wychowywaniu, ale NIE WYRĘCZAĆ.
Wielu nauczycieli boi się reakcji rodzica, korytarzowej awantury, dywaniku u dyrektora, więc woli milczeć nawet jeśli dzieje się źle.

Cóż, mnie też zdarzyło się kilka razy rozmawiać z rodzicami, którzy próbowali na mnie krzyczeć, upokarzać mnie, podważać moje kompetencje, zrzucić na mnie odpowiedzialność za poczynanie swojej pociechy itp. Ale pamiętam też rozmowy, które

z góry zakwalifikowałam jako ciężkie, a tymczasem okazywało się, że ich przebieg był zaskakująco przyjemny, a sama rozmowa często kończyła się uściskiem! 🙂
Czasami rzeczywiście nie jest łatwo, ale taka jest specyfika naszego zawodu i to nie znaczy, że mamy milczeć, bo nie taki rodzic straszny jak go malują i naprawdę można z nim wypracować wiele konstruktywnych rozwiązań. Jasne, nie z każdym

i tam gdzie ewidentnie nie mamy wpływu to odpuszczamy, bo nie jesteśmy od zbawiania świata kosztem swojego zdrowia. Ale przynajmniej spróbujmy 🙂

 

123

 

WAŻNA JEST FORMA.

 

Pojawił się problem. Zdefiniowałam go. Próbowałam najpierw zadziałać na własną rękę i rozwiązać go z uczniem. Nie udało się. Informuję zatem rodzica telefonicznie lub mailowo, że niepokoję się o jego dziecko, że pojawiły się zachowania, które mnie martwią i w związku z tym chciałabym się spotkać, spokojnie porozmawiać i wspólnie zastanowić się jak pomóc dziecku, bo widzę, że samo nie może sobie poradzić i potrzebuje naszego wsparcia. Proszę rodzica, aby podał kilka dogodnych dla siebie terminów tak, żebym mogła dopasować swoje zobowiązania i żebyśmy mogli spotkać się w dogodnym dla obu stron czasie. Dodaję, że liczę na pomoc i wsparcie. Pozdrawiam.

Czekam na odpowiedź i spokojnie przygotowuję się do spotkania. Jeśli rodzic nie chce się spotkać tylko woli załatwić sprawę mailami – ubolewam nad tym, ale trudno. Jeśli wyraża chęć spotkania to potwierdzam termin, wpisuję go do kalendarza

i wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się przenieść góry 🙂
Odradzam łapanie rodzica gdzieś na korytarzu, w tak zwanym biegu – to nie jest czas i miejsce do konstruktywnej rozmowy

i świadczy o naszym braku szacunku i kultury osobistej.

 

JAK POPROWADZIĆ SPOTKANIE?

 

Pamiętajmy, że nie każdy rodzic marzy o spotkaniu w cztery oczy. Z różnych przyczyn. Najczęściej dla rodzica spotkanie

z nauczycielem to stresujący moment, co jest absolutnie zrozumiałe.

Witam się uściskiem dłoni. Siadam obok rodzica, a nie za biurkiem. Nie stwarzam barier. Uśmiecham się. To przecież ja jestem gospodarzem.
Dziękuję rodzicowi, że znalazł czas, żeby się ze mną spotkać. Chcę, żeby wiedział, że cieszę się, że jest tutaj ze mną. Przypominam, że spotkaliśmy się, żeby porozmawiać, bo martwię się o jego dziecko i nie jest mi obojętne to co się z nim dzieje, a wiem, że on jako rodzic jest kopalnią wiedzy o swoim dziecku – zna je najlepiej na świecie.
Zaczynam od mocnych stron ucznia i przechodzę do tego, co mnie niepokoi. Mówię konkretnie – jeśli uczeń przeklina to cytuję jego słowa, a unikam sformułowań „mówi brzydkie wyrazy”, bo dla każdego słowo „brzydkie” może oznaczać coś innego.

Nazywam problem. Informuję rodzica jakie kroki dotychczas poczyniłam. Przyznaję, że nie mam już pomysłów, co mogę dalej zrobić i jak pomóc uczniowi. Proszę o pomoc i wsparcie. I przede wszystkim słucham tego co rodzic ma do powiedzenia, nawet jeśli stoi to w opozycji z moimi obserwacjami czy przekonaniami.

Nie chodzi mi o to, żeby przeforsować swoje zdanie czy zrzucić odpowiedzialność na rodzica, ale żeby rozwiązać problem. Daję sobie i rodzicowi prawo do wyrażania emocji, ale potrafię postawić granicę – nie akceptuję przemocy w wydaniu psychicznym czy fizycznym, bo mam do siebie i swojego interlokutora szacunek.

Jeśli jest ryzyko, że owa przemoc się za chwilę pojawi to proponuję wtedy przełożyć rozmowę na inny termin albo spotkać się w obecności wychowawcy, pedagoga szkolnego czy dyrektora szkoły albo zwyczajnie dziękuję rodzicowi za spotkanie

i podejmuję inne kroki- zgłaszam sprawę do dyrektora i do odpowiednich instytucji państwowych.

 

Moi drodzy!

 

Nie musicie sobie ze wszystkim umieć poradzić!

Po to są też inne osoby w szkole, żeby Was wspierać i motywować do działania. Zdarza się tak, że rodzic też nie wie jak sobie poradzić z własnym dzieckiem i ma do tego prawo. Przecież nikt z nas nie rodzi się z instrukcją obsługi. I wtedy my możemy coś doradzić.

I pamiętajcie – nie każda rozmowa będzie rozmową konstruktywną, z której obie strony wyjdą z uśmiechem i pieśnią na ustach i nie każdy problem da się rozwiązać, jeśli druga strona nie wykazuje dobrej woli. Trudno. Czasami trzeba sobie zwyczajnie odpuścić. Dla własnego dobrostanu psychicznego. I naprawdę nie trzeba traktować tego w kategorii porażki.

 

W kolejnym wpisie podzielę się z Wami swoimi refleksjami nad tym, co warto mówić, a czego rodzic na pewno nie chce usłyszeć podczas spotkania z nauczycielem 🙂

 

 

Autorką tekstu jest Katarzyna Gala.

 

Untitled design (31)

 

Jestem nauczycielem w szkole państwowej, lektorem w szkole językowej, metodykiem, etnologiem oraz żoną wspaniałego męża i mamą wspaniałego syna. Języka angielskiego uczę od ponad dziesięciu lat. Uwielbiam uczyć i uczyć się. W wolnych chwilach… przygotowuję się do zajęć, bawię się z synem koparkami, zwiedzam z rodziną świat, pomagam zwierzętom, czytam, rozwijam swój warsztat… -kolejność przypadkowa ? Lubię dzielić się swoimi pomysłami z innymi i wierzę, że mogę zmienić świat!