Zebranie z rodzicami: czy naprawdę jest się czego bać?

 

Prowadzenie zebrań z rodzicami/opiekunami prawnymi to nieodłączny element życia każdego nauczyciela – wychowawcy. Dla wielu jest to stresujący obowiązek. Zapewne tylko garstka nauczycieli przyznałaby, że lubi te spotkania i cieszy się na nie. Ja jestem w tej drugiej grupie.

 

Jeden mały mankament

 

Z mojego punktu widzenia jedynym mankamentem jest pora owych spotkań – po całym dniu pracy myślami jestem w swoim domu rodzinnym, więc oczywiste jest, iż pozostawanie w pracy od godziny 08:00 do godziny 19:00 czy, jak to się często dzieje w przypadku wrześniowego zebrania, nawet i do 20:00 nie wywołuje uśmiechu na mojej twarzy. Ale tak jak już wspomniałam moja niechęć nie ma niczego wspólnego z faktem, iż spotkam się w tym samym pomieszczeniu z rodzicami czy opiekunami prawnymi moich uczniów, ale dotyczy pory zebrania i tego, że po takim wysiłku psychicznym będę się podnosić przez cały tydzień.

 

Dlaczego lubię zebrania z rodzicami i nie stresuję się przed nimi?

 

Pewnie dlatego, że jestem do nich naprawdę dobrze przygotowana i naprawdę trudno mnie zdeprymować czy zbić
z pantałyku. Poza tym osobiście, jako matka obecnego przedszkolaka i przyszłego ucznia, uważam, że takowe spotkania są okazją do przyjrzenia się nie tylko wychowawcy swojego dziecka, ale także innym rodzicom/opiekunom prawnym, nie mówiąc już o sprawach organizacyjnych, które naprawdę czasami warto przegadać osobiście.

 

Jak przygotowuję się do zebrania?

 

Najpierw wysyłam zaproszenie do wszystkich rodziców/opiekunów prawnych i z grubsza nakreślam widełki czasowe trwania zebrania. Ponieważ z natury jestem człowiekiem elastycznym, więc rozumiem jeśli ktoś nie będzie mógł się na nim pojawić i doceniam fakt, że zostanę o takowej nieobecności powiadomiona. W tym roku jedna z mam uprzedziła mnie kilka dni przed zebraniem, że będzie musiała wyjść z niego nieco wcześniej – szła na wieczorną zmianę do pracy. Zasugerowałam jej wprost odpuszczenie sobie obecności na zebraniu proponując to, iż wyślę jej po zebraniu zbiorówkę informacji i tematów, które omawialiśmy. Jestem człowiekiem i rozumiem to, że zebranie akurat w tym dniu i o tej godzinie po prostu, pisząc kolokwialnie, rozwali jej dzień. Mama była nieco zaskoczona moją postawą, ale po chwili pierwszy szok minął i powiedziała mi, że nie spodziewała się, że podejdę do tematu w taki ludzki sposób. Umówiłyśmy się, że jeśli będę potrzebowała jakiegoś jej podpisu to wtedy umówimy się na inny dzień i dopełnimy brakujących formalności. Można? Można!

 

Kilka dni przed zebraniem zastanawiam się co ja jako Katarzyna Gala chcę przekazać rodzicom/opiekunom prawnym moich uczniów. Dostaję obowiązkowy plik z informacjami od dyrektora szkoły – są to informacje ogólne dotyczące szkolnego życia i związanych z nim radości i bolączek, ale zawsze dodatkowo nadaję zebraniu mniej oficjalny, a bardziej spersonalizowany charakter.

 

Jak się NIE przygotowywać?

 

Kiedyś usłyszałam radę, do której absolutnie się nie stosuję, abym obowiązkowo przed zebraniem zawsze udała się do fryzjera, gdyż większość rodziców (zwłaszcza mam!) przychodzi na zebranie, żeby obejrzeć wychowawcę wzdłuż i wszerz. Owa rada więcej mnie ubawiła niż zniesmaczyła, gdyż wychodzę z założenia, że chciałabym, aby ludzie bardziej słuchali ze zrozumieniem i zaangażowaniem tego co mówię niż oceniali mój wygląd, więc idąc na zebranie nie planuję gorączkowo kilka dni wcześniej swojej szaty zewnętrznej, nie buszuję po salonach fryzjerskich czy nie testuję dziesiątek odsłon makijażu. Nie oznacza to, że przychodzę na zebranie ubrana jak kloszard, ale na miłość boską zebranie to nie nauczycielska rewia mody! Idąc na zebranie do przedszkola mojego syna siłą rzeczy patrzyłam na nauczycielki, gdyż stały/siedziały w zasięgu mojego wzroku, ale zdecydowanie dużo bardziej interesowało mnie to co mają do powiedzenia, jakim tonem się wypowiadają, jakiej mimiki i gestykulacji używają do okraszania swojej wypowiedzi, czy są komunikatywne i otwarte na dyskusję niż to jak były ubrane, uczesane czy umalowane.

 

Kolejnym pomysłem, którego nie wykorzystuję, chociaż przemawia do mnie, jest ustawienie ławek tudzież krzeseł w konfiguracji typu podkowa. Założeniem takiego ustawienia jest to, aby uczestnicy zebrania siedzieli twarzami zwróconymi do siebie, co ma niwelować dystans. Skorzystałam z tego już wcale nie takiego novum raz i pomysł był chybiony dlatego, że rodzice/opiekunowie prawni nie czuli się komfortowo i bezpiecznie – otwarcie o tym mówili, więc zarzuciłam ten, skądinąd naprawdę ciekawy i warty uwagi, pomysł na rzecz współtworzenia serdecznej atmosfery podczas zebrania.

 

Kaw i herbat też nie robię. I nie podaję ciast. W tradycyjnej polskiej gościnności nigdy nie byłam dobra. Wolę przejść od razu do rzeczy. I z moich obserwacji wynika, że rodzice też tego oczekują. Wszak nie przyszliśmy na imieniny do cioci.

 

Podczas zebrania

 

Podczas zebrania przedstawiam informacje, które z różnych względów przedstawić muszę, ale staram się robić to z uśmiechem na twarzy i nie na jednym wdechu. Sprawdzam czy rodzice wszystko zrozumieli i czy mają do mnie jakieś pytania. I przechodzę do mojego ulubionego momentu zebrania czyli spostrzeżeń na temat pracy z dzieciakami. Często przytaczam zabawne anegdotki z naszego życia klasowego, które wywołują szczery śmiech i uśmiech audytorium. Dzielę się swoimi niepokojami i otwarcie proszę rodziców o pomoc, kiedy jakiś problem spędza mi sen z powiek i nie wiem jak i z której strony go ugryźć.

 

Zawsze przedstawiam swoje zdanie. Jeśli uważam, że słabym pomysłem jest przelewanie rodzicielskich ambicji na dziecko, a takowe zjawisko pojawiło się w klasie to otwarcie mówię o tym na zebraniu. Oczywiście bez szafowania nazwiskami, ale nie zamiatam sprawy pod dywan. Poddaję to pod wewnętrzne rozpatrzenie każdemu rodzicowi/opiekunowi prawnemu. Apeluję o usamodzielnianie dzieci jeśli widzę i słyszę, że rodzice pakują im książki do plecaka. Proszę o zapewnienie wartościowego jedzenia, a nie paki słodyczy. Sugeruję ograniczenie dziecku dostępu do telefonu komórkowego, bo widzę, że ma problem w nawiązaniu relacji z rówieśnikami za to spędza namiętne przerwy z telefonem w garści. Nie, nie czuję, że pouczam rodziców, bo sądząc po feedbacku, który od nich otrzymuję są za moją szczerość wdzięczni. Wiedzą, że mówię to z troski, bo los moich wychowanków nie jest mi obojętny. A co rodzic z tym zrobi? Czy przestanie stosować presję lub zamiast dopychać swoje dziecko batonikiem uraczy go jabłkiem? Nie wiem i nie mam na to wpływu. Mogę tylko podzielić się swoją wiedzą, doświadczeniem czy niepokojem. Reszta pozostaje w rękach rodzica.

 

Podczas zebrania staram się zachowywać normalnie, czyli nie pozuję na kogoś kim nie jestem. Nie oznacza to, że przeklinam czy skaczę po ławkach, ale nie tworzę sztucznego dystansu i nie mam cały czas zapalonej lampki z napisem – „Pamiętaj, że jesteś nauczycielem!”. Jeśli jestem zmęczona to mówię o tym rodzicom. Chcę, żeby wiedzieli, że nie jestem robotem.

 

Dziękuję i wspieram

 

Zawsze na początku i końcu dziękuję rodzicom/opiekunom prawnym, że przyszli na spotkanie ze mną. Wiem, że jest to ich obowiązek, ale wiem też, że w dzisiejszych zwariowanych czasach każda chwila spędzona w pieleszach domowych jest na wagę złota. Zachęcam rodziców do wszelakiego kontaktu ze mną i uwierzcie mi, że naprawdę nie czuję się przez nich nagabywana dzień i noc. Rodzice/opiekunowie prawni uczniów mojej klasy mają mój numer telefonu z dodaną prośbą, aby nie nadużywali go i nie rozpowszechniali i nie mogę powiedzieć, że jestem nękana smsami czy telefonami. Naprawdę.

I nie jestem i nie czuję się wychowawcą roku. Po prostu traktuję rodziców tak jak ja jako rodzic chcę być traktowana. Idąc na zebranie z rodzicami myślę w jakim zebraniu ja jako rodzic chciałabym uczestniczyć. I wiecie co? Przysparza mi to sympatyków wśród rodziców i adwersarzy wśród nauczycieli. I to jest najbardziej przykre. Bo mnie nie interesuje w jaki sposób moje koleżanki czy moi koledzy prowadzą swoje zebrania. Interesuje mnie to jak ja poprowadzę swoje. Ale okazuje się, że są osoby, które chętnie komentują moje zaangażowanie we współpracę z rodzicami/opiekunami prawnymi. Ale nigdy do mnie. Tylko za moimi plecami 🙂 Dlatego róbcie swoje. Nie wstydźcie się lubić spotkań z rodzicami. To nie grzech. A z pewnością większa rozrywka niż tworzenie sterty kolejnych dokumentów, bo tutaj naprawdę możecie być sprawczy i mieć wpływ na to co się wydarzy. Życzę wszystkim udanych zebrań z mnóstwem śmiechu i uśmiechu!

 

P.S. Na najbliższe zebranie chcę zaprosić członków samorządu klasowego. Chciałabym włączyć dzieciaki w jakąś część naszych zebrań, żeby nie stwarzać klimatu, że my dorośli spotykamy się i w wielkiej tajemnicy debatujemy nie wiadomo nad czym, a dzieciaki czekają w napięciu w domu, bo PRZECIEŻ DZISIAJ JEST ZEBRANIE. Zależy mi, aby moi wychowankowie podzielili się z dorosłymi swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi życia szkolnego, a przy okazji szlifowali umiejętność wyrażania swojej opinii i zdania przed szerszym gremium. Jak to wszystko wyjdzie? Nie wiem, ale na pewno dam Wam znać! 🙂

 

Autorką tekstu jest Katarzyna Gala.

 

Untitled design (31)

 

Jestem nauczycielem w szkole państwowej, lektorem w szkole językowej, metodykiem, etnologiem oraz żoną wspaniałego męża i mamą wspaniałego syna. Języka angielskiego uczę od ponad dziesięciu lat. Uwielbiam uczyć i uczyć się. W wolnych chwilach… przygotowuję się do zajęć, bawię się z synem koparkami, zwiedzam z rodziną świat, pomagam zwierzętom, czytam, rozwijam swój warsztat… -kolejność przypadkowa ? Lubię dzielić się swoimi pomysłami z innymi i wierzę, że mogę zmienić świat!